KAI: Czy ma Ksiądz w dawnych epokach swoich mistrzów, ludzi, do których postaw i dorobku chętnie sięga jako do przewodników po dzisiejszych drogach myślenia o Bogu, chrześcijaństwie, kulturze?
– Nie mam takich konkretnych przewodników. Jeżeli chodzi o myślenie o Bogu, to z największym zaufaniem podchodzę do doświadczeń świętych. Wiemy, że mnóstwo ludzi potrafi bardzo pięknie mówić o Panu Bogu; byli moraliści, którzy pisali pięknie o dobru, ale ich życie, delikatnie mówiąc, daleko odbiegało od tych wzorów… Natomiast święci są ludźmi, którzy pisali z własnego doświadczenia. To ludzie pewni, na których mogę się oprzeć. Uważam, że wielką stratą dla Kościoła jest zaniechanie czytania życiorysów świętych; sam wiem, jak wiele im zawdzięczam.
Zwróćmy uwagę na to wielkie bogactwo, jakie Polsce i całemu światu zaproponował Jan Paweł II poprzez ogromną gamę ludzi wyniesionych na ołtarze. A co my, Polacy, wiemy o ludziach beatyfikowanych czy kanonizowanych przez Jana Pawła II, nawet o naszych rodakach? Przypominają mi się słowa Ewangelii o rzucaniu pereł przed wieprze.
Ktoś kiedyś napisał bardzo pięknie o wzorcach: całe wieki Europa wychowywała się na czytaniu życiorysów bohaterów starożytnych oraz świętych. Czytano żywoty świętych oraz Żywoty sławnych mężów Plutarcha, i te pozytywne wzory formowały postawy ludzi. Te wzory zarzuciliśmy, a nowe wzorce są wątpliwej jakości etycznej i estetycznej.
KAI: Czy Księdza zdaniem są tacy współcześni chrześcijańscy pisarze którzy się „ostoją”, którzy będą ważni za sto czy dwieście lat, którzy będą określani jako słupy milowe w rozwoju chrześcijańskiej kultury?
– Myślę, że tak z tym zastrzeżeniem, że to nie zawsze sami pisarze są słupami milowymi lecz raczej ich dzieło… Myślę, że wyjątkowo niemądra, wręcz kompromitująca była dyskusja: Gombrowicz czy Dobraczyński. Nie wypowiadam się o Gombrowiczu, bo go nie znam, ale zupełnym bezsensem były ataki na Dobraczyńskiego i na jego świetne “Listy Nikodema”, przełożone, dodajmy, na kilkadziesiąt języków. Laicki fanatyzm ocenzurował literaturę chrześcijańską, została wycięta z programów szkół średnich i uniwersytetów, i jakoś to zupełnie nie oburza naszych obrońców wolności, tolerancji i szerokości horyzontów.
KAI: W jednym z wywiadów mówi Ksiądz o Ojcach Kościoła, że znali dogłębnie kulturę swoich czasów i używali jej dla wyrażenia nauki Ewangelii. Czy współcześni chrześcijanie potrafią rozpowszechnić Dobrą Nowinę wśród ludzi początku XXI wieku?
– Ojcowie Kościoła stanęli wobec bardzo trudnego zadania. Chrześcijaństwo bowiem powstało w świecie semickim, tak bardzo różnym od kultury grecko-rzymskiej. Ojcowie Kościoła dokonali gigantycznego dzieła myślowego: przełożyli religię semicką na bogate kulturowo języki grecki czy łaciński i w ten sposób chrześcijaństwo nie tylko stało się powszechnie dostępne, ale otrzymało świetne narzędzia komunikacji społecznej i do dalszego rozwoju teologii. Ale oni to dokonali dlatego, że dogłębnie znali kulturę swoich czasów. Pisma Klemensa Aleksandryjskiego czy Augustyna naszpikowane są cytatami z ówczesnej literatury lub aluzjami do niej. Jeżeli nam jest trudno przekazać wiarę ludziom współczesnym to dlatego, że po prostu kiepsko znamy kulturę europejską. Znamy telewizyjną popkulturę i to dobrze, bo i ją trzeba znać – ale brak nam znajomości kultury: i tej uniwersalnej i tej współczesnej. Stąd kłopoty z wzajemnym dialogiem Kościoła i świata. Do tego dochodzą bezmyślne stereotypy i bełkot językowy – nowa drętwa mowa z jednej i z drugiej strony. Ten dialog jest potrzebny obydwu stronom. Jak go prowadzić? Nie mam recepty, wiem tyle, że jest konieczny.
KAI: Czy kultura towarzysząca pierwszym wiekom chrześcijaństwa była, by tak rzec, bardziej wyrafinowana, stała na wyższym poziomie? Czy współczesna na tle tamtej wydaje się Księdzu skarlała, zdegradowana? A może jednak wyższa?
– Cóż, kultura ma swoje wzloty i dołki, i w tej chwili jesteśmy w jakimś dość głębokim dołku i, daj Boże, abyśmy z niego wyszli jak najprędzej, ale proszę zwrócić uwagę na literackie Noble w ostatnich latach: Wiera Jelinek czy Dario Fo! W dziedzinie literatury zjeżdżamy w dół; chyba to samo jest i w innych dziedzinach sztuki. Czy dziś powstają równie wspaniałe i porywające dzieła sztuki jak na przełomie XIX i XX w.? Wątpię.
KAI: A jak ocenia Ksiądz Profesor siłę inspiracji chrześcijańskiej w dzisiejszej polskiej kulturze?
– Współczesna polska kultura katolicka jest przykładem degrengolady. Gdy jako młody człowiek wchodziłem w życie, w latach pięćdziesiątych, kultura katolicka była murowana, dziś nawet nie jest drewniana. Mieliśmy grupę dobrych pisarzy, świetne centrum intelektualno-kulturalne, jakim był KUL, świetne wydawnictwo (wyraźnie mówię o wydawnictwie!) PAX, które gromadziło grupę wybitnych pisarzy i intelektualistów: oni w najtrudniejszych latach przyswoili polskiej kulturze kwintesencje wielkiej kultury chrześcijańskiej Europy, od Klemensa i Augustyna, do Bernanosa i Greena. Wyjeżdżając na studia za granicę w 1968 r. byłem dużo bardziej obyty z literaturą katolicką niż moi koledzy z Francji, Anglii czy Niemiec. Co z tego zostało?
KAI: A może wspaniały przykład Jana Pawła II – chrześcijańskiego humanisty, intelektualisty, i człowieka kultury – zaowocuje jednak elitami, które nadadzą nową jakość polskiemu chrześcijaństwu?
– Myślę, że tragedią obecnej sytuacji jest to, że spadek kultury następuje po pontyfikacie papieża, który jak może żaden z poprzedników, kładł w tak ogromnym stopniu nacisk na kulturę! Nie inwestował we wspaniałe budowle, bo nie miał takich środków jak papieże renesansu, ale dał podwaliny pod dalszy rozwój kultury chrześcijańskiej. Tymczasem Polska tego nie usłyszała. Zaryzykuję stwierdzenie, że w tej dziedzinie dokonaliśmy wręcz kontestacji nauki Papieża. Gdzie jest mecenat kultury? Jakie wielkie biblioteki powstały? Jakie wielkie dzieła architektury? Zamiast tego mamy jakieś żałosne koncerty religijne transmitowane nawet przez TV. A co przywoziliśmy Papieżowi z Polski do Rzymu?
KAI: Czy powstaną nowe elity? Robimy wszystko, by ich nie było wobec braku mecenatu Kościoła.
– W literaturze? Pisarze muszą pisać i mieć gdzie drukować, jest im to potrzebne jak rybie woda. Ale wydawnictwu nie opłaci się promować młodych pisarzy i nieprzytomnie tłumaczą z obcych języków (często sieczkę) zamiast zadawać prace polskim intelektualistom, tworzyć zespoły (choć tu widać lekką poprawę). Wydawnictwa nie mają programu kulturalno-duszpasterskiego, ale są instytucjami biznesu, a pieniądze przez nie zarobione bynajmniej nie służą promocji kultury ani wsparciu pisarzy, którym czasami po prostu nie płacą. Książki się nie rozchodzą, szczególnie te trudniejsze, ponieważ hurtownie myślą tylko o zysku, brak informacji o książkach, w tzw. „księgarniach katolickich”, sprzedaje się schwarz mydło i powidło, wszystko co jest chodliwe: jedna z księgarń rozprowadzała książkę Jehowitów. I wydawnictwa i księgarnie prowadzą zazwyczaj ludzie przypadkowi. Z czego mają się utrzymać pisarze, szczególnie świeccy?