Banał, kicz i inne polskie przypadłości

KAI: A co z prasą katolicką?
– Jest tyle tytułów, ale jakie jest ich czytelnictwo? Nie wiemy i podawanie jakichkolwiek liczb jest księżycowe, ponieważ zazwyczaj parafie otrzymują obowiązkowo i bezzwrotnie określoną liczbę egzemplarzy i, gorzej, nie ma jej w kioskach. A jej poziom? Proszę znaleźć i przeczytać stopkę. Redaktor może zrobić wszystko z artykułem: skrócić, zmienić tytuł, zadiustować (czytaj: wszystko pozmieniać a nawet coś niecoś dodać od siebie).
Mieliśmy dyktaturę ciemniaków teraz mamy dyktaturę kacyków redakcyjnych. A to znajduje się we wszystkich chyba pismach katolickich, poczynając od ponoć ambitnych „Tygodnika” i „W drodze”, nawet w „Gościu Niedzielnym”, który z wolna rośnie na dobry magazyn katolicki. Mamy więc pisarzy takich, którzy w niej piszą nie szanując swej godności pisarza, i takich, którzy wprawdzie ją szanują, ale nie mają gdzie pisać. I nie będzie polskiej publicystyki katolickiej dopóki redaktorzy czasopism nie zastosują zasad zwyczajnej uczciwości. Natomiast w tej sytuacji generalnej nieuczciwości, propozycja „copyright” na kazania jest kompletnym nonsensem i zaprzeczeniem dwudziestu wieków tradycji Kościoła, gdzie w imię solidarności chrześcijańskiej dobrzy mówcy dzielili się swoimi kazaniami ze słabszymi.
Sztuka. Napisano wiele kościołach podobnych do hal sportowych, o dziwactwach architektów i o kiczu lub wygłupach malarzy kościelnych. Przy ogromnym popycie na sztukę, co zrobiono by podnieść jej poziom? Co gorzej, księża administrują ponad połową polskich pomników architektury, a równocześnie w seminariach duchownych zniesiono (tak!) obowiązkowy kurs historii sztuki. Szanując rozdział Kościoła i Państwa, powinno interweniować Ministerstwo Kultury i Sztuki, bo tu chodzi o dziedzictwo narodowe. Dodajmy, że w seminariach zazwyczaj nie panuje piękno, a więc klerycy już od początku przyzwyczajają się do kiczu. Zastanawiam się, jaka będzie pobożność ludzi modlących się w tej współczesnej brzydocie.

KAI: Wspominał Ksiądz o historii, która, choć jest „nauczycielką życia”, to niezbyt pilnie słuchaną. A czy potrafimy umiejętnie czerpać z najnowszej historii Kościoła w Polsce?
– Niestety, nie. Zagubiliśmy wielkie dzieło cierpienia i działania księży i świeckich w PRL-u, którzy – bici, kopani, poniewierani, opluwani – walczyli o dobro. Co wiemy o budowie kościołów w PRL-u? Mamy na ten temat, o ile wiem, jedną książkę napisaną przed laty. Kto wie o walce z tzw. oazami czyli wakacyjnymi obozami organizowanymi przez Kościół, a szczególnie pilnie obserwowanymi przez komunistów? Czy młode pokolenie zna małpie szykany jakich doznawali klerycy w wojsku? Czy wiedzą o tym dzisiejsi klerycy? O tym się prawie nie mówi, natomiast systematycznie są nagłaśniane, i to przez wszystkie media, często w sposób histeryczny, przypadki sporadycznych zdrad księży. Mówi się o pojedynczych drzewach lub krzakach, zapomniano o lesie i o dębach.

KAI: I doszło do niebezpiecznego uogólnienia…
– Tak. Na skutek tego powstała opinia, że, jak napisał pewien internauta: „zdradzaliście wszyscy z wyjątkiem jednego Popiełuszki” i, obawiam się, że to jest opinia o Kościele bardzo wielu ludzi w Polsce.
Czyli historia pokolenia księży, do którego należę, pokolenia, które za swoją działalność słono zapłaciło, została wykasowana i opluta. Przyczynił się do tego człowiek, który promując swoją książkę, co kilka dni opowiadał przed kamerami o prawdziwych czy domniemanych księżach donosicielach, co media, jako „newsy”, skwapliwie przekazywały społeczeństwu.
Tego rodzaju działalność okazała się dużo bardziej skuteczna niż wieloletnia praca całego IV departamentu, który zawodowo zajmował się niszczeniem księży. I paradoksalnie, wydarzyło się to już w wolnej, demokratycznej Polsce, a człowiekiem tym był ksiądz, który sam zresztą cierpiał od komunistów. Mamy tu do czynienia z jednym z najbardziej chyba tragicznych paradoksów współczesnej Polski. Resztę dopełnili dziennikarze, których nie interesowały losy dziś nietykalnych katów, natomiast pastwiono się nad ich ofiarami; nie zajęto się grupami, które regularnie kolaborowały, a tylko księżmi, którzy jako grupa ludzi najbardziej konsekwentnie i w ogromnej większości sprzeciwiała się komunizmowi. Zemsta pośmiertna PRL-u? Chyba tak.

KAI: Co jeszcze boli Księdza jeśli chodzi o Kościół we współczesnej Polsce?
– To, że w imię Soboru i teologii soborowej media katolickie serwują nieustannie doniesienia o skandalach w Kościele licytując się często z brukowcami. Kilku księży rzuciło kapłaństwo i poświęca się im całe artykuły, wywiady kreując ich na bohaterów, tysiące księży ciężko pracuje dla Kościoła i o tym ani słowa. Jest to zresztą małpowanie Francji z lat 68’: pamiętam całe stronice poświęcone księżom, którzy się ożenili.
Zdumiewa ten brak wyczulenia na dobro, a mówienie o nim nazwano, wedle nowomowy katolickiej, triumfalizmem. A przecież chodzi o prawdę – o proporcję między dobrem a złem. Powód jest, wydaje mi się przynajmniej czworaki. Po pierwsze zupełna nieznajomość historii Kościoła, lub też znanie jej od strony negatywnej, często ujętej w stereotypy, stąd brak perspektywy i oceny współczesności. Ale przecież zło było i będzie w Kościele, i zdumiewanie się z tego powodu jest dowodem naiwności.
Część publicystów katolickich stanowi klasyczny typ „homo sovieticus”, dla którego świat rozpoczyna się Vaticanum II. Po drugie: zupełna nieznajomość ducha tegoż Soboru, który był Soborem wielkiego TAK, afirmacji dobra w Kościele, w świecie, u braci odłączonych, u chrześcijan i niechrześcijan.
Nieszczęściem polskiego laikatu medialnego jest nieznajomość i niezrozumienie Soboru, na którego nieustannie się powołują. Po trzecie, po ponad stu latach dotarł do polski francuski antyklerykalizm i dziennikarze zachłystują się odkryciem tej dość wątpliwej „nowości”. Podejrzewam, że około 2050 dotrze Vaticanum II. I po czwarte, nastąpiła klerykalizacja laikatu.
O ile kler się laicyzuje (co już dokładnie przeanalizowano), to laikat, przynajmniej ten medialny, z kolei się klerykalizuje: przejmuje wszystkie najgorsze cechy kleru, za które zresztą nas słusznie krytykuje: jest apodyktyczny, wypowiada się autorytatywnie (o gruszce i pietruszce), jest nietolerancyjny, dialog jest niemożliwy, stosuje cenzurę (o której już mówiłem), używa swoistego nic nie znaczącego żargonu (zacofany, niesoborowy, ksenofobiczny, kompleks twierdzy oblężonej; a gdy komuś chce się porządnie dołożyć, to go się mieni antysemitą – warto byłoby ułożyć słowiczek nowomowy publicystów).
A na dodatek wszystkie winy zwala na księży i biskupów, jakby sam też nie był winny. Skatalogowano już wszystkie grzechy księży, ale jakoś nikt nie spróbował scharakteryzować grzechów polskich christifideles laici (szczególnie tych medialnych!). Co za fascynujący temat dla socjologii!
Dodajmy do tego, czego nigdy nie zdołałem zrozumieć, jego brak poczucia i rozumienia duszpasterstwa, które nie jest zabawą w Kościele i w Kościół, ale ciężką harówką, sztuką sztuk jak ją nazwał św. Grzegorz Wielki. Co powiedziawszy podkreślam, że widziałem i widuję, i to często, wspaniałe pomysły i niemniej wspaniałą współpracę kleru i laikatu. Ale pisać i mówić o tym to triumfalizm…

KAI: Piękne przykłady chrześcijan z różnych epok dawał światu, więc i nam, Jan Paweł II. Pokazywał owo dobro w Kościele.
– Papież zdawał sobie sprawę ze zła panującego na świecie i na to zło chciał dać antidotum. Po strasznym upodleniu człowieka i po zbrodniach, które miały miejsce w XX wieku, chciał ludziom pokazać konkretne dobro, to ogromne dobro, które ma miejsce w Kościele, i to u ludzi różnych grup społecznych. To jest część eklezjologii Jana Pawła II, której nie zrozumie się bez tego wielkiego programu beatyfikacji i kanonizacji. To także najlepsza ilustracja konstytucji soborowej Lumen gentium, o Kościele, światłości narodów…
Proszę jednak zwrócić uwagę – i tu przechodzę do następnego kryzysu, jaki nas toczy – na osoby beatyfikowane przez Jana Pawła II. Chodzi mi o związek świętości i teologii. Jan Paweł II „przeczyścił” cały Kościół, gdziekolwiek tylko mógł kogoś znaleźć kandydata na ołtarze. I co? Nie znalazł ani jednego wielkiego teologa. Ostatnim świętym teologiem był Alfons Liguori żyjący dwieście lat temu. Od dwustu lat nie mieliśmy świętego teologa!