McWiara (Newsweek 8/2008, s.70-76)
Kościoły w Polsce nadal są pełne wiernych. Ale wpływ na ich życie nauk głoszonych z ambony jest znacznie słabszy niż dekadę temu. Badania „Newsweeka” potwierdzają, że Polacy wybierają z nauk Kościoła to, co im pasuje, jak towary w sklepie.
Ksiądz Waldemar Kochański zamawia herbatę. Ale tylko herbatę. – Jest post, muszę sobie odmówić rogalika – mówi z lekkim bólem w głosie. I po chwili dodaje: – No właśnie. Weźmy choćby post. Jak mam dziś wiernym mówić o umartwianiu ciała, skoro i tak większość moich owieczek jest na dietach?
Siedzimy przy kawiarnianym stoliku w warszawskim centrum handlowym. Ksiądz jest akurat przejazdem w stolicy. Wraca do swoich gdańskich owieczek z wypadu na narty. W tym samym centrum handlowym, w którym jak dwa lata temu donosiły gazety, obok sklepów i sklepików miała być otwarta kaplica, żeby wierni mogli zajrzeć do niej po niedzielnych zakupach. Pomysł spalił na panewce. – Za mało strzeliste to sklepienie, tu meczet bardziej by pasował – dworuje sobie duchowny. Oboje czujemy się trochę nieswojo, bo mamy rozmawiać o coraz większym rozdźwięku między nauką społeczną Kościoła a praktyką religijną polskich katolików. Nieswojo, bo tematem laicyzacji zajmują się na ogół najtęższe katolickie głowy. Pytam księdza, czy wypada, żeby zwykły Jan Kowalski zabierał głos w tak fundamentalnej debacie. – Wypada – konstatuje po chwili zastanowienia. – Bo to właśnie Jan Kowalski tworzy Kościół. I właśnie on teraz go po swojemu zmienia. A raczej nie zmienia, tylko lepi z elementów nauki Kościoła i tradycji nową religię. Coś na kształt tego centrum handlowego, które przypomina świątynię, ale nią przecież nie jest.
Religia bez grzechu
I wcale nie chodzi mu o to, że religijność Kowalskiego jest płytka czy festynowa. Polacy odczuwają bowiem potrzebę głębokiego kontaktu z Bogiem. Pokazały to badania, które na zlecenie „Newsweeka” przeprowadzili ankieterzy SMG/KRC cztery lata temu. Aż dwóch na trzech Polaków deklarowało wówczas, że częściej niż raz w tygodniu odczuwa potrzebę modlitwy. Tomasz Wiścicki, redaktor miesięcznika „Więź”, tak komentował wtedy te dane: „Jeśli ktoś spodziewał się, że piętnaście lat po odzyskaniu niepodległości przez Polskę kościoły opustoszeją, a ludzie masowo odwrócą się od Boga, to wyniki tych badań muszą wyprowadzić go z błędu. Są kolejnym dowodem na to, że diagnozy z początku lat 90. miały niewiele wspólnego z rzeczywistością. Dziś 80,8 proc. Polaków w wieku 18-40 lat uważa się za osoby wierzące”.
O tym, że Wiścicki miał rację, łatwo się dziś przekonać, zaglądając do któregokolwiek z kościołów w niedzielę. Nadal wypełniają je rzesze wiernych. – Trudno jednak gołym okiem dostrzec, że z tygodnia na dzień jakaś część z nich stopniowo rozluźnia swój związek z Kościołem. To, co słyszy jednym uchem, wypuszcza drugim, nie widzi związku między ewangelią i codziennym życiem – twierdzi Szymon Hołownia, publicysta. I nie jest to tylko gołosłowne utyskiwanie zatroskanego o swój Kościół katolika. Tę niewidzialną szybę pomiędzy ołtarzem a wiernymi dwa lata temu pokazały po raz pierwszy obserwacje Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. Badania postaw katolików w dwunastu diecezjach wykazały, że aż 35 proc. wiernych diecezji włocławskiej dopuszcza możliwość aborcji, a zakazaną przez Kościół antykoncepcję akceptuje średnio ponad połowa badanych katolików w niemal każdej diecezji. – Trzydzieści lat temu mieliśmy w Polsce przewagę wiernych, którzy przychodzili na mszę i przyjmowali za normę to, co na niej słyszeli. W tej chwili w świątyniach przeważają ludzie, którzy kazanie przepuszczają przez swoje osobiste filtry – komentuje Hołownia.
Wyniki badań, które w ostatnich dniach na zlecenie „Newsweeka” wykonała firma SMG/KRC, potwierdzają tę opinię. Dziś – podobnie jak w badaniu sprzed czterech lat – ponad trzy czwarte rodaków z reprezentatywnej próby określa się jako wierzący i głęboko wierzący. Ale na tym koniec podobieństw. Okazało się, że u większości ankietowanych przynależność do Kościoła katolickiego nie przekłada się na konkretne postawy życiowe. Za umożliwieniem bezpłodnym rodzinom korzystania z procedury in vitro opowiedziało się 74 proc. pytanych. Za tym, by pary mieszkające ze sobą bez ślubu zrównać w traktowaniu z rodzinami – 73 proc. Również 73 proc. Polaków jest przekonanych, że antykoncepcja nie jest grzechem. A seks przed ślubem to nic złego w opinii 61 proc. badanych, rozwody natomiast akceptuje dwie trzecie respondentów.
Ksiądz Bogdan Bartołd, rektor akademickiego kościoła św. Anny w Warszawie, tak komentuje te dane: – Laicyzacja to proces, który będzie postępować szybciej niż ewangelizacja. A Marcin Przeciszewski, redaktor naczelny Katolickiej Agencji Informacyjnej, dodaje: – Polacy wierzą dziś w sposób selektywny, wybierają z wiary to, co im pasuje, tak jak wybiera się towar z półek w supermarketach.
Akwizytorom i księżom dziękujemy
To, co Przeciszewski nazywa wiarą selektywną, katolicy nazywają oddzielaniem Boga od Kościoła. – Oddzielam go szczególnie od Kościoła polskiego – mówi pisarka Manuela Gretkowska, która jak wielu katolików nie zgadza się z nauczaniem społecznym Kościoła, choć uważa się za katoliczkę. Gretkowska opowiada, że kiedy przed wyborami spotykała się z kobietami z małych miasteczek, myślały podobnie. – Przykładem niech będzie Kielecczyzna. Tam kobiety przyznawały, że chodzą do kościoła, bo taka jest tradycja, ale nie słuchają tego, co mówi ksiądz, bo to jest nieżyciowe. Miałam wrażenie, że ważniejszy jest dla kobiety głos własnej matki, która rozgrzesza ją nawet z aborcji, niż głos duchownego.
Obserwacje pisarki skandalistki można by zbyć wzruszeniem ramion, gdyby nie fakt, że pokrywają się z tym, co widzą księża chodzący po kolędzie. Ksiądz Janusz Godzisz z parafii św. Stanisława na warszawskiej Woli mówi, że ciepło mu się robi na sercu, kiedy wspomina wczesne lata 90. – Księdza przyjmowało się wtedy nie tylko jako pasterza, ale i jak społeczny autorytet, bohatera wspólnej walki z komunizmem – wspomina. Dziś na widok sutanny ludzie reagują chichotem, czasem nawet tabliczką „akwizytorom i księżom dziękujemy”. – A co gorsza, katolicy żyjący bez ślubu nie wstydzą się dziś tego jak kiedyś. Nie mają oporów, by otwarcie mówić o tym księdzu. Niektórzy z nich proszą o chrzest dla swoich dzieci, czasem tylko uda się namówić jakąś parę, by przy okazji wzięła także ślub – opowiada ksiądz Godzisz. Tyle że księdzu chodzi o to, żeby rodzice nie żyli w grzechu, a młodzi traktują jego prośbę jak rodzaj transakcji wiązanej. – Jak promocję na zestaw frytki plus hamburger – komentuje socjolog religii dr Tomasz Sobierajski.