Grupa Różańcowa w Nicei – czytanka na październik
„Ojej! Umarłam…”
Otóż, gdy moje zwęglone ciało leżało na ziemi. Uwolniona zostałam od czasu i przestrzeni. Ja sama (moja dusza) znajdowałam się w cudownie białym tunelu. Wokół mnie było białe światło, które dawało mi taką rozkosz, pokój i szczęście – uczucia, których nie można opisać ludzkimi słowami. Nie ma po prostu takich wyrażeń, by oddać wielkość tej chwili. To była szalenie wielka ekstaza, nie dająca się opisać rozkosz. To było przeżycie cudowne, niewyobrażalne.
Dlaczego się nam przedstawia śmierć jako swego rodzaju karę.?
W świetle tym poruszałam się naprzód, niesamowicie szczęśliwa i przepełniona radością. Nic mnie nie trapiło. Gdy spojrzałam do góry, ujrzałam na końcu tunelu coś jakby słońce: białe światło. Mówię: „białe”, by określić kolor, ale koloru tego światła i jego jasności nie da się opisać. Koloru tego nie da się porównać z kolorami, jakie istnieją na tym świecie. Światło było po prostu wspaniałe. Było dla mnie źródłem tej ogromnej miłości, tego pokoju we mnie i dookoła mnie; to była nieopisana miłość i pokój, jakiego nie znałam na ziemi.
Gdy tak poruszałam się do przodu w tym tunelu, powiedziałam do siebie samej: „Ojej! Umarłam…” I w tej chwili pomyślałam o moich dzieciach i lamentowałam: „O mój Boże, moje dzieci! Co na to moje dzieci?”
Byłam zawsze zajętą i zestresowaną matką, która nigdy nie miała dla nich czasu. Wychodziłam z domu wczesnym rankiem, około godziny piątej „na podbój świata”, a wracałam późnym wieczorem, około godziny dwudziestej trzeciej. Z tej przyczyny nie byłam w stanie właściwie zatroszczyć się o moją rodzinę i dzieci. Dopiero teraz ujrzałam nędzę mojego życia w całej prawdzie, bez żadnych retuszy i ogarnął mnie wielki smutek.
W tym momencie wewnętrznej pustki, z powodu nieobecności moich dzieci, straciłam poczucie czasu i przestrzeni. Znowu spojrzałam ku górze i zobaczyłam coś bardzo pięknego.
Otóż w jednej chwili ujrzałam wszystkie osoby mojego życia, naprawdę w jednej chwili, żyjące i zmarłe. Witałam i obejmowałam czułym uściskiem moich pradziadków, moich dziadków, moich rodziców, którzy już nie żyli, po prostu – wszystkich! To była taka doniosła chwila, było cudownie.
Teraz zrozumiałam, że oszukano mnie co do reinkarnacji. Tym samym praktycznie strzeliłam sobie gola do własnej bramki, bo zawsze fanatycznie broniłam reinkarnacji. Powiedziano mi kiedyś, że pewna osoba jest inkarnacją mojej prababci, ale nie powiedziano mi kto, a ponieważ wróżenie kosztowało zbyt dużo, dałam sobie z tym spokój i nie dociekałam, kim jest ta osoba.